Forum www.skansen.fora.pl Strona Główna

Treningi wyścigowe do II gonitwy

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.skansen.fora.pl Strona Główna -> Boks 1
Autor Wiadomość
Cuxa




Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 90
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z kątowni... hahaha xd

PostWysłany: Nie 18:33, 01 Lut 2009    Temat postu: Treningi wyścigowe do II gonitwy

14 stycznia

Po zwycięstwie postanowilam oderwać Hebe trochę za dlugo od wyścigowej "rutyny" - na tereny RTWK wrócilyśmy dopiero dzisiaj. I dzisiaj też postanowilyśmy się w tą rutynę zglębić.

Hebe przyjechala do stajni rano, miala więc jakby czas na ochlonięcie po przyjeździe, a jako, że tu już byla, nie bylo paniki czy też zdenerwowania, bynajmniej obylo się na poczet treningu.
Po wypucowaniu Hebe i osiodlaniu jej, ruszylyśmy na rozprężalnię. Po rozgrzewce, która zwierala w sobie standardowo stęp, klus, różnorakie wolty, etc., ruszylyśmy na tor treningowy.
Postanowilyśmy dzisiaj poćwiczyć na krótkich dystansach, żeby zwiększyć jej szybkość, a także usprawnić starty z bramki.
Na początek standardowo przebylyśmy spokojnym galopem - nie leniwym, jakim poruszalybyśmy się w terenie, ale spokojnym jak na fakt, że bylyśmy na torze i adrenalina byla niemalże namacalna wkolo.
Hebe lubilla ten moment, bo z niecierpliwością mogla czekać tylko albo na gonitwę, albo na trening. Teraz czekala na trening.
Ale nie dlugo, bo już po chwili wjechalyśmy do start-boksu.... I próbowalyśmy starty.
Mialo to prosty przbeieg: po wejściu do bramki startowej, czekalyśmy na dzwonek, Hebe miala jak najszybciej na niego zareagować i blyskawicznie opuścić bramkę, gnając, by zdobyć pozycję na przodzie jak najbliżej bandy. Po wystartowaniu pokonywalyśmy odcinek do 300 metrów, po czym przystopowywalam i wracalam do bramek startowych klusem. Powtarzalyśmy tak kilkakrotnie.
Już po drugim razem bylo widać namacalną różnicę. Hebe wchodzila do bramki startowej i wydawala się zastygać na tą chwilę oczekiwania i wybuchać doslownie moment później, gdy tylko uslyszy dzwonek. Bylo naweet tak, że ona pierwsza uslyszala dzwonek i ruszala, nie czekając na sygnal ode mnie. Byla szybsza, zdecydowanie szybsza. Doskonae zdawala sobie sprawę z tego, co ma robić i że najlepiej by bylo, gdyby robila to jak najszybciej.
Na koniec treningu, gdy ostatni raz zostalyśmy wypuszcozne z bramki startowej, pokonalyśmy dystans 1000 metrów, Hebe ani na chwilę nie zwolnila, tlyko gnala dalej, a nawet wycisnęla z siebie jeszcze większą prędkość.

Po treningu dokladnie ją rozprężylam, nie klusując za wiele. Rozstępowalam ją w ręku.

15 stycznia

Hebe stala w boksie, jak po nią przyszlam. Standardowo ze skrzynką pelną szczotek w jednej ręce, oglowiem zawiesoznym na ramieniu i siodle w drugiej. Przy wejściu do boksu postawilam skrzynkę, siodlo zawiesilam na drzwiach od boksu, a oglowie przelozylam przez nie.
-Od razu lżej.-powiedzialam cicho, z pewną ulgą.
Weszlam do boksu Hebe i się z nią przywitalam. Standardowo wykonalyśmy próby zabawy w Parelliego. Klacz stala się o wiele bardziej... Impulsywna. Taka gwaltowna, może trochę nieobliczalna. Ale nie byla niebezpieczna. Po prostu nie byla już takim potulnym miśkiem.
W każdym bądż razie... Chwycilam za szczotki i zaczęlam ją czyścić. Potem przyszedl czas na siodlanie iii... Czas na wyjście ze stajni i ruszenie w kierunku "rozprężalni".

Standardowo wsiadlam na Hebe, występowalam ją, poruszalam trochę w klusie i ruszylam na tor. Sylwia czekala na trybunach, pomachalam jej tylko, a ona bez zaproszenia zbiegla do nas.
Przewrócilam oczami.
-Nie ma tutaj zbyt dużo miejsca.-poinformowala mnie, co chwilę później moglam zobaczyć, widząc kilka koni na torze, które... biegaly, whatever.
-... Możecie potrenować znowu startyyy...-ciągnęla dalej.
A ja dalej uważnie przyglądalam się koniom i ich jeźdźcom.
-... Albo możesz przykolegować się do... tamtej grupki.-wskazala mi ręką.
Wizja przykolegowania się do jakiejkolwiek grupki byla odstraszająca, ale na tyle intrygująca, że od razu przedsięwzięlam ten pomysl, kierując się we wskazanym kierunku.
Okazalo się, że dziwnym zbiegiem okoliczności w grupce byly same klacze i mialy za niedlugo ruszyć w... jak to nazwać, próbnej gonitwie, dystans nieco dluższy, 1600 metrów. Ale jak dla nas akurat, zawsze "kisilyśmy się" na takich malych odcinkach, a chcialam w końcu "spróbować" sil Hebe.
Jednak przed tym, naszym pięknym zwyczajem, przebylyśmy przedtem galopem caly tor. Znalazlyśmy nawet czas na przypomnienie sobie "jak" startuje się z bramek startowych, i to dwukrotnie. I musialam stwierdzić, że Hebe baardzo szybko się uczy i wiele pamięta... Zobaczymy na jak dlugo ;p
Do "gonitwy" stanęly 4 klacze wraz z Hebe. Większość z większym stażem, jedna, kasztanka, byla również nowa, ale o wiele mlodsza. Bylo widać to też z zachowania: klacze po lewej staly względnie spokojnie, a kasztanka próbowala rozwalić bramkę startową... A raczej byla bliska tego.
Jednakże moje "rozważania" i inteligentne spostrzeżenia, przerwal krzyk Sylwii, który mial mi przypomnieć o tym, co ja tu wlaściwie robię. Jakąkolwiek ripostę uniemożliwil mi dzwonek.
Konie ruszyly, Hebe wyskoczyla blyskawicznie z bramki startowej, starając się przepchnąć na przód, do bandy. Jednakże bandę zajęly już siwki, tocząc wzajemną walkę o prowadzenie. Kasztanka zostala w tyle, walcząc z jeźdźcem. Hebe zaś skulila uszy i deptala 'staruszkom' po ogonach. Klacz wydawala się być trochę spięta z powodu musu biegnięcia za kimkolwiek i tylko czekala na sygnal ode mnie, by je wyprzedzić. Na razie jednak "czuwala" przy ich zadach. Klacze szly równym tempem, ale powoli, z każdym przbeytym metrem, zaczęly przyspieszać. Hebe robila to samo co one. Czekala na swój moment.
W takim "uformowaniu" dotrwaly do polowy dystansu. Żadna nie ustępowala. Kasztanka byla aktualnie 2 dlugości za Hebe i coraz bardziej się zbliżala.
Przy slupku "1000 metrów", jedna siwka wyraźnie wysunęla się na przód i objęla prowadzenie. Kasztanka byla dlugość od Hebe.
Dalam sygnal klaczy. Zaczęla powoli wyprzedzać jedną z siwek. Ta pierwsza powoli oddala się od reszty. Kasztanka też zaczęla atakować.
Teraz Hebe i siwka szly leb w leb. Kasztanka byla na wysokości ich zadów. Wyslalam mocniej Hebe do przodu, oddając jej lekko wodze. Opuścila glowę na dól, zrobila dużego susa do przodu i zaczela wydlużać wykrok. Siwka próbowala walczyć, ale odpadla. W tym samym momencie do gry wlączyla się kasztanka, gnając zaraz za Hebe. Siwka na przedzie próbowala zwiększyć dystans, ale klacze zaczęly ją doganiać.
Staralam się odejść z Hebe od bandy, by móc wyprzedzić siwkę po zewnętrznej, nie musząc zwalniać, by minąć kasztankę, która nas aktualnie blokowala. A odleglość do siwki zmniejszala się coraz bardziej...
Uderzylam lekko Hebe batem. Zareagowala natychmiast. Uruchomila jakby kolejny bieg i zdecydowanie wysunęla się do przodu. Udalo się wyminąć kasztankę i już po chwili gonilyśmy siwkę, zbliżając się do niej coraz bardziej.
200 metrów do mety.
Kasztanka dalej próbowala walczyć, ale przez "manewr" Hebe to ona musiala zwolnić i teraz wydawala się byc wybita z rytmu. Hebe dalej nie dawala za wygraną i gonila siwą klacz. Byla na wysokości jej zadu, tak niewiele... Ale również meta zbliżala się nieuchronnie.
-No dalej, daalej...-cmoknęlam do jej ucha.
Wydlużyla mocniej wykrok, przebierając syzbciej nogami. Jeszcze tylko trochę, kilka metrów... Bylyśmy na wysokości jej lopatki... Niemalże slyszalam, jak wydycha powietrze przez chrapy.
Ponownie klepnęlam ją po lopatce palcatem.
Szarpnęla do przodu. To bylo jak w zwolnionym tempie - dwoma susami wyprzedzila siwkę i udalo się ją wyprzedzić doslownie o nos na mecie.


Po treningu Hebe byla mokra, cala mokra. Na szyi się doslownie spienila. Zarzucilam na nią derkę. Ale nie ma co się dziwić... Po takiej gonitwie... Po raz kolejny spojrzalam na nią z niedowierzaniem.
Występowywalam ją w ręku, chodzilam z nią w kólko tak dlugo, że niemalże wyrylyśmy w ziemi ten okrąg.

Potem oczywiście rozsiodlalam ją i obmylam, korzystając potem z uroków solarium. Nieodlączna byla nam derka.
Bylam zadowolona, niewyobrażalnie zadowolona z tego treningu.

17 stycznia

Dzisiaj codziennie czynności jak czyszczenie i siodlanie wykonala Sylwia, nawet rozpręzyla Hebe przed treningiem.
Sama klacz wykonala się zaś nieco poddenerwowana ową zmianą, ja sama ledwo co zdążylam w ogóle przyjść na trening, co mnie trochę dobilo.
Dzisiejszy trening nie mial się zbytnio różnić od innych - postanowilam trochę mniej ostro jak wczoraj, przebyć dystans 1000 metrów ze wcześniejszymi ćwiczeniami startów.
Oczywiście same starty byly niemalże perfekcyjne. Hebe reagowala blyskawicznie na dźwięk dzwonka. Skupiala się calkowicie na starcie. Oczywiście wydawala się nieco zawiedziona, gdy po przebyciu 100-200 metrów zwalnialam ją i zawracalam.
Jednak zawód ten nie powtórzyl się tym razem, gdy wyskoczyla z start-boksu jak strzala, praktycznie gnając ile sil w nogach. Przystopowalam ją nieco, bo mimo wszystko to nadal trening, a przed sobą mamy jeszcze 900... 800 metrów.
Nie wydawala się zbytnio zadowolona z faktu, że ją przytrzymuję, więc za polową dystansu, gdzieś na odleglości 600 metrów od startu, wypuścilam ją. Wykorzystala okazję od razu, po prostu przyspieszając, jakby bawiąc się prędkością. Mogla gonić już tylko wiatr i robila to z powodzeniem. Nawet nie zdązylam się obejrzeć na slupek by zobaczyć jaką odleglość już pokonalyśmy, gdy przekroczylyśmy linię mety.
Powoli, powoli zwalnialyśmy, przebywając dodatkowo polowę tego dystansu w galopie.
Trening minąl syzbko, strasznie szybko. Hebe byla oczywiście zadowolona, gdy ją rozprężalam nadal byla klębkiem energii. Ale niech ją sobie lepiej zostawi na gonitwę.
Poklepalam ją i poprawilam derkę na jej grzbiecie.
Po powrocie do stajni rozsiodlalam ją i rozczyścilam, wcierając w nią slomę.

19 stycznia

Dzisiaj standardowo przyszłam pod boks Hebe z całym osprzętem i szczotkami. Po rutynowym wyczyszczeniu i osiodłaniu, skierowałyśmy się na miejsce, gdzie mogłam ją rozprężyć przed treningiem.
Wsiadłam na nią na miejscu i rozpoczęłam normalną rozgrzewkę.
Już prawie kończyłam, a... Od pewnego czasu przyglądała nam się Sylwia.
-No, już chyba starczy, co?-odezwała sie w końcu.-Rusz się, bo nie skończymy tego treningu do gonitwy.
Prychnęłam tylko. Czasami Sylwia wydawała mi się okropną ignorantką ;d
Drogę na tor przebyłam na grzbiecie Hebe. Na torze, rzed treningiem "właściwym", przebyłam standardowo okrążenie 'wolnym' galopem.
Dzisiejszy trening nie miał różnić się zbytnio od poprzednich. Dystans 1100 metrów.
Naszą dzisiejszą partnerką miała być ta sama kasztanowata klacz co wcześniej. Dowiedziałam się później, że to jakaś czeska klacz, w każdym bądź razie nazywała się Ivana.
Stanęłyśmy w boksach startowych. Kasztanka wydawała się pewniejsza siebie od ostatniego czasu. Ale nadal była nerwowa i trochę niecierpliwa.
Zadzwonił dzownek. Hebe wystrzeliła pierwsza do przodu, a Ivana miała małe "opóźnienie" w starcie. Jednak szybko dogoniła Hebe i siedziała jej na zadzie. Hebe była tym nieco zirytowana, więc przyspieszyła, mając nadzieję, że kasztanka odpadnie. Jednak i ona zwiększyła tempo.
Moja klacz nie miała zamiaru dać za wygraną i pokonać się w najmniej spodziewanym momencie, więc wrzuciła na jeszcze wyższy bieg, początkowo stwarzając miedzy nimi dwoma tak upragniony dystans.
Tak dotrwałyśmy do 700 metrów. Z przewagą jednej długości. Potem Ivana ruszyła, wyraźnie niezadowolona z faktu, że przez ten cały czas musiała się trzymać z tyłu. Paroma susami doskoczyła do Hebe. Klacz zareagowała natychmiast - przyspieszyła, już teraz walcząc z kasztanką o prowadzenie. Obie nie chciały odpuścić. Gnały jak szalone.
A meta zbliżała się z zaskakującą szybkością...
Cmoknęłam, klepiąc lekko batem Hebe. To samo zrobił jeździec Ivany i obie skoczyły do przodu z zaskakującą prędkością. A meta coraz bliżej...
Starałam się jakoś pomóc Hebe, mocniej przylegajac do jej szyi. Ponownie pacnęłam ją palcatem, schowałam twarz w jej grzywie i widziałam niewiele więcej od tego, co było przed nami.
Hebe przyspieszyła, dokładnie słyszałam stukot jej kopyt. Wyciągnęła się, opuszczając szyję i wyciągając wykrok w prawie niemożliwy sposób.
Minęłyśmy metę. Niemalże na równi z kasztanką. Ale trudno było ocenić, które z nas było pierwsze.
Po wyścigu Hebe galopowała jeszcze kawałek z mniejszą jak dotąd zaciekłoscią. Wydawała się zadowolona z siebie. Dla niej samej ona była wygraną.
Po rozprężeniu Hebe obmyłam ją i wstawiłam w derce do boksu. Świetny trening.
Hebe miała wolę walki... I to ogromną.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.skansen.fora.pl Strona Główna -> Boks 1 Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin